Na kurs językowy do RPA, a tam jazda na strusiu
Tego w Anglii nie znajdziesz
Do południa nauka w klasie, a od południa w bardziej egzotycznym plenerze. Tak w skrócie wygląda kurs językowy w Republice Południowej Afryki, gdzie oprócz poprawnej wymowy uczy się m.in. smakowania win i jazdy na strusiu, a w wolnych chwilach organizuje eskapady rowerowe nad wodospad i spływy kajakowe jedną z najdzikszych rzek Afryki. – Polacy coraz częściej chcą się uczyć języka angielskiego w egzotycznym otoczeniu, zwłaszcza w okresie wakacyjnym. Tego typu kurs łączy bowiem naukę, która najczęściej odbywa się rano, z rekreacją, na którą czas jest po południu i zabawą – wieczorem – mówi Halina Juszczyk dyrektor agencji edukacyjnej Language Abroad, która wprowadza ofertę kursu językowego w Republice Południowej Afryki.
Sam kurs trwa 10 dni. Każdy dzień to nauka języka i dodatkowa atrakcja np. wycieczka do subtropikalnej Frontier Country, zwiedzanie Grahamstown, karmienie słoni czy wizyta w artystycznej wiosce Nieu-Bethesda w której uczy się wyrabiać ceramikę i rzeźbić. – Każdy z dni jest bardzo intensywny, ale dzięki temu poznaje się nie tylko język – wszyscy cały czas rozmawiają po angielsku, poznaje się także kulturę kraju, historię, najciekawsze miejsca, a co najważniejsze przeżywa się przygodę – mówi Juszczyk.
Intensywna wyprawa, intensywna nauka
Tym intensywniejszą, bo trzy dni wyprawy językowej zarezerwowane jest dla sportów ekstremalnych. – Drugiego dnia ma miejsce spływ rzeką Touws River, wycieczka do dżungli, czwartego dnia spędza się noc w buszu, natomiast nad Jeffrey Bay można posurfować. Dziesiąty dzień to z kolei wyprawa do jaskiń. Większość wycieczek jest piesza lub na rowerze, dlatego jest to program dla osób z kondycją – mówi Juszczyk.
Sam kurs językowy to dwadzieścia 45-cio minutowych lekcji, prowadzonych przez native speakerów w grupach multinarodowościowych. – RPA to wciąż kierunek rzadko odwiedzany przez Polaków, dlatego na kursie językowym trudno spotkać Polaka, za to poznaje się Japończyków, Francuzów i Włochów. Jesteśmy więc zmuszeni rozmawiać cały czas po angielsku, przy okazji sprawdzając w praktyce, to czego nauczyliśmy się na zajęciach – mówi Juszczyk.
Koszt samego kursu to 1295 euro, w cenę wliczone są atrakcje i zakwaterowanie. Dodatkowo trzeba zapłacić za przelot, którego cena waha się od 4000 złotych. Podróżnik przed wylotem na Czarny Ląd musi się także ubezpieczyć – koszt ubezpieczenia to ok. 100 zł za tydzień.